poniedziałek, 14 grudnia 2015

Pokolenie 4.2

Rogożyn: YRGH O BOŻE MÓJ NIEDORZECZNIE
ATRAKCYJNY CHŁOPAK KEITH.
Keith: ...nie rozumiem, mam sobie iść?

Rogożyn: nie, zostań... choć to ci się może nie spodobać.
Keith: ...trochę mnie martwisz.

Przerywnik na świeżego tatę. <3
Myszkin: puci-puci, mój mały Dionysusie... albo... Anzelmo,
albo... Salwadorze...
(nawet ja ich mylę, a w każdej chwili mogę sobie podejrzeć
ich imiona. ;_;)

Rogożyn: listen, babe, dotąd żyliśmy ze sobą
niezobowiązująco, ale najwyższy czas to zmienić.
Keith: zaraz, co? Nie poznaję cię.

Rogożyn: już tak na mnie nie patrz, okej? Koń mi powiedział,
że powinienem ci się oświadczyć.
Keith: koń ci... powiedział?

Rogożyn: bierzesz pierścionek czy nie?
Keith: złoto?
Rogożyn: 24 karaty.

Keith: to biorę.
Rogożyn: no i luz.

Keith: ale tak nawiasem mówiąc, nie powinieneś podejmować
życiowych decyzji na podstawie rad konia.
Rogożyn: to była dobra rada, co nie?

(Uch, świetnie, przychodzi tu, szczerząc się jak głupi, ciekawe,
co tym razem zrobił, podpalił drzewo, pobił gnoma, obrabował
domek dla wróżek?)

Rogożyn: wyprowadzam się do Keitha.
Myszkin: zaraz, co?

Rogożyn: dzięki za wszystkie twoje nieudolne próby
resocjalizowania mnie.
Myszkin: ...doceniam to... tak sądzę.

Rogożyn: dalej jesteś cienki jak miotła, wiesz?
Myszkin: co za szczęście, już obawiałem się, że nasza
relacja się poprawi czy coś.
Rogożyn: nie, raczej nie.
Elise poczuła rozpaczliwą chęć kupna tego oto cudu botanicznego. Kim jestem, by jej odmawiać?

Uch, magiczne fasolki! Uwielbiam niespodzianki.

Hm, dziwny posmak. Jakby mięta w połączeniu z procesorem
Intel Core i7.

No i swędzi.

Bardzo swędzi!

Następna!

Uuu, ciekawy efekt, może są też inne warianty
kolorystyczne?

Następna!
8798765499 fasolek później...

Aaaargh, co za ból!

Ta chyba była...

...ostatnia.

Siemoszka, słyszałem, że dają tu żelki za darmo...

...HOLY SHIT, lepiej się stąd zmyję, zanim przyjadą gliny!

Mam już tego serdecznie dosyć, znowu któraś nocka pod
rząd!

Biedny Myszkin!

Biedny Myszkin wychowujący samotnie trójkę noworodków!

Następne dni upłynęły...

...pod znakiem...

...apatii.

Poprzetykanej miażdżącą tęsknotą za żoną...

...i kryzysami wiary we własne rodzicielstwo.
Nie, poważnie. Te dwa dni były najgorszym simowym doświadczeniem ever. Gdy Myszkin nakarmił jednego syna, inny robił się głodny. Non stop przewijał, tulał do snu i przygotowywał jedzenie. Całe szczęście, że nie ma potrzeby snu, bo i tak nie znalazłby na to czasu. D:
Z ulgą stwierdzam więc urodziny chłopców. Zjawiły się same wybitne osobistości.

Merry.

Jakiś koleś.

Hewlett.

Brenda (hej, Brendo, może tym razem nie uciekniesz z
ważnej, rodzinnej uroczystości?).

Deena.

No i Rogożyn.

Z małżonkiem. :D
Hewlett: małżonkiem. :D

Keith: nabijasz się ze mnie?
Hewlett: nie, wcale, po prostu...

Keith: chcesz zginąć, łysolu?
Hewlett: co.
Rogożyn: Keith, nie dzisiaj.

Jaka smutna imprezka. 

Niesamowite, jak te dzieci szybko rosną.

...nim się obejrzę, zostaną nastolatkami i będą podejmować
nieporadne próby zbliżenia się do swoich pierwszych
miłości. Czy jako samotny ojciec zdołam przeprowadzić
ich przez ten etap?

No dobra, będzie tego.

Oto Anzelmo/

Dobra stylówka.

Rogożyn: po tylu latach... w końcu mogę zjeść tort.
Deena: polecam, przepyszny. 

Rogożyn: w sumie to może popatrzę na swoich bratanków.
Deena: mięczak.

Brenda: i co, ten wypłosz to niby mój wnuk? Co on, zeza
ma?
Myszkin: ...mamo.

Tadam...!

Dionysius! 

Dionysius: jak możesz tak beztrosko jeść tort, skoro ja nie
skosztuję go aż do pełnoletności, wuju? :C
Rogożyn: fuck off, czekałem na niego siedem lat. 

Uspokoił się z pomocą tej creepy zabawki od jakiejś ciotki.

Po trwającej kilka godzin imprezie Myszkin jest już
ewidentnie wyczerpany. 

Został już tylko Rogożyn, który z każdego tortu podbiera
kolejny kawałek. :D

:D

Myszkin: *sniff* Gdyby tylko Elise mogła być z nami w tym
dniu.
Rogożyn: okej, zaczyna być niezręcznie, ciasto nie jest tego
warte, wpadnę kiedy indziej.

I tak oto w wiek dziecięctwa wkroczył...

Anzelmo.

Anzelmo: wow, zabawa z wymyślonym przyjacielem to
chyba świetna sprawa.
Dionysius: bardzo polecam.

Anzelmo: *bam bam bam*
Dionysius: nie, co ty robisz! Trzeba być uprzejmym.
Pogłaszcz go. :<

Anzelmo: o tak?
Dionysius: czulej. :<

Po co mi wymyślony przyjaciel, przecież mogę oglądać
telewizję.

Albo rozmawiać z koniem... tak, z koniem.
Tak technicznie Salwador posiada wymyślonego przyjaciela, dostał go razem z braćmi. Tylko że... tak jakoś wyszło, że przy wystawieniu zabawki poza kojec wymyślony przyjaciel Salwadora po prostu gdzieś się teleportował i nie mogę go znaleźć do tej pory, tak więc biedaczyna nigdy nie miał okazji się z nim pobawić. D:
Tymczasem na ogródku pojawiła się tajemnicza osoba,..

CÓŻ TO ZA ISTOTA?

Witaj, koniku!

Niestety, nie mam ze sobą kostek cukru, ale obiecuję, że
jeśli następnym razem będę tędy przechodzić, przyniosę ci
coś smacznego.

Jermaine: przystaję na tę propozycję.
Gastropoda: świetnie!

Zaraz, kim pani jest i co pani robi z naszym koniem?

Przepraszam najmocniej, nazywam się Gastropoda
Mollusca i właśnie przeprowadziłam się tu z Werony, mam
już zapewnioną pracę w komisariacie, ale wciąż rozglądam
się za jakimś lokum.

...proszę mi wybaczyć nieuprzejmość, ale czy wszystko jest
w porządku? Wygląda pan na bardzo zmęczonego.

Ja...

Jestem zmęczony.

Moja żona nie żyje, wychowuję sam trójkę dzieci, mam
niewspierającą rodzinę i moje życie od kilku dni polega tylko
na zmienianiu pieluch. ;_; 

Gastropoda: już, już, na pewno wszystko się ułoży.
Myszkin: naprawdę?
Gastropoda: oczywiście.

Gastropoda: a może zrobimy tak. Ja przygotuję dzieciom
kolację, a pan w tym czasie wypije gorącą herbatę i weźmie
długą, relaksującą kąpiel?
Myszkin: ...tak, brzmi dobrze.

Jak długo mam jeszcze czekać na moje brokułki? :c

Gastropoda: spędziłeś na dworze cztery godziny?
Enzelmo: papa nie zauważył, zajmował się w tym czasie
moimi braćmi. :<

Gastropoda: o nie, te dzieci są poważnie niedopieszczone.
Enzelmo: krytycznie wręcz!
Gastropoda: potrzebujecie zdrowego jedzenia.

Gastropoda: dużo zdrowego jedzenia i soku bananowego. :c
Anzelmo: chyba się polubimy.

Anzelmo: to nie fair, dlaczego muszę czekać na jedzenie,
przecież siedziałem na dworzu. :<
Salwador: może nasza niania lubi mnie bardziej.

Anzelmo: ale... to ja ją znalazłem.
Salwador: pierwszy nie zawsze wygrywa.

Zmiksowane naleśniki, hurra!

Myszkin powrócił do pracy.

Gnomy harcują.

A Gastropoda zaczyna pracę w policji.
(i raczej szybko nas nie opuści.)