|
Rogożyn: YRGH O BOŻE MÓJ NIEDORZECZNIE
ATRAKCYJNY CHŁOPAK KEITH.
Keith: ...nie rozumiem, mam sobie iść? |
|
Rogożyn: nie, zostań... choć to ci się może nie spodobać.
Keith: ...trochę mnie martwisz. |
|
Przerywnik na świeżego tatę. <3
Myszkin: puci-puci, mój mały Dionysusie... albo... Anzelmo,
albo... Salwadorze...
(nawet ja ich mylę, a w każdej chwili mogę sobie podejrzeć
ich imiona. ;_;) |
|
Rogożyn: listen, babe, dotąd żyliśmy ze sobą
niezobowiązująco, ale najwyższy czas to zmienić.
Keith: zaraz, co? Nie poznaję cię. |
|
Rogożyn: już tak na mnie nie patrz, okej? Koń mi powiedział,
że powinienem ci się oświadczyć.
Keith: koń ci... powiedział? |
|
Rogożyn: bierzesz pierścionek czy nie?
Keith: złoto?
Rogożyn: 24 karaty. |
|
Keith: to biorę.
Rogożyn: no i luz. |
|
Keith: ale tak nawiasem mówiąc, nie powinieneś podejmować
życiowych decyzji na podstawie rad konia.
Rogożyn: to była dobra rada, co nie? |
|
(Uch, świetnie, przychodzi tu, szczerząc się jak głupi, ciekawe,
co tym razem zrobił, podpalił drzewo, pobił gnoma, obrabował
domek dla wróżek?) |
|
Rogożyn: wyprowadzam się do Keitha.
Myszkin: zaraz, co? |
|
Rogożyn: dzięki za wszystkie twoje nieudolne próby
resocjalizowania mnie.
Myszkin: ...doceniam to... tak sądzę. |
|
Rogożyn: dalej jesteś cienki jak miotła, wiesz?
Myszkin: co za szczęście, już obawiałem się, że nasza
relacja się poprawi czy coś.
Rogożyn: nie, raczej nie. |
Elise poczuła rozpaczliwą chęć kupna tego oto cudu botanicznego. Kim jestem, by jej odmawiać?
|
Uch, magiczne fasolki! Uwielbiam niespodzianki. |
|
Hm, dziwny posmak. Jakby mięta w połączeniu z procesorem
Intel Core i7. |
|
No i swędzi. |
|
Bardzo swędzi! |
|
Następna! |
|
Uuu, ciekawy efekt, może są też inne warianty
kolorystyczne? |
|
Następna! |
8798765499 fasolek później...
|
Aaaargh, co za ból! |
|
Ta chyba była... |
|
...ostatnia. |
|
Siemoszka, słyszałem, że dają tu żelki za darmo... |
|
...HOLY SHIT, lepiej się stąd zmyję, zanim przyjadą gliny! |
|
Mam już tego serdecznie dosyć, znowu któraś nocka pod
rząd! |
|
Biedny Myszkin! |
|
Biedny Myszkin wychowujący samotnie trójkę noworodków! |
|
Następne dni upłynęły... |
|
...pod znakiem... |
|
...apatii. |
|
Poprzetykanej miażdżącą tęsknotą za żoną... |
|
...i kryzysami wiary we własne rodzicielstwo. |
Nie, poważnie. Te dwa dni były najgorszym simowym doświadczeniem ever. Gdy Myszkin nakarmił jednego syna, inny robił się głodny. Non stop przewijał, tulał do snu i przygotowywał jedzenie. Całe szczęście, że nie ma potrzeby snu, bo i tak nie znalazłby na to czasu. D:
Z ulgą stwierdzam więc urodziny chłopców. Zjawiły się same wybitne osobistości.
|
Merry. |
|
Jakiś koleś. |
|
Hewlett. |
|
Brenda (hej, Brendo, może tym razem nie uciekniesz z
ważnej, rodzinnej uroczystości?). |
|
Deena. |
|
No i Rogożyn. |
|
Z małżonkiem. :D
Hewlett: małżonkiem. :D |
|
Keith: nabijasz się ze mnie?
Hewlett: nie, wcale, po prostu... |
|
Keith: chcesz zginąć, łysolu?
Hewlett: co.
Rogożyn: Keith, nie dzisiaj. |
|
Jaka smutna imprezka. |
|
Niesamowite, jak te dzieci szybko rosną. |
|
...nim się obejrzę, zostaną nastolatkami i będą podejmować
nieporadne próby zbliżenia się do swoich pierwszych
miłości. Czy jako samotny ojciec zdołam przeprowadzić
ich przez ten etap? |
|
No dobra, będzie tego. |
|
Oto Anzelmo/ |
|
Dobra stylówka. |
|
Rogożyn: po tylu latach... w końcu mogę zjeść tort.
Deena: polecam, przepyszny. |
|
Rogożyn: w sumie to może popatrzę na swoich bratanków.
Deena: mięczak. |
|
Brenda: i co, ten wypłosz to niby mój wnuk? Co on, zeza
ma?
Myszkin: ...mamo. |
|
Tadam...! |
|
Dionysius! |
|
Dionysius: jak możesz tak beztrosko jeść tort, skoro ja nie
skosztuję go aż do pełnoletności, wuju? :C
Rogożyn: fuck off, czekałem na niego siedem lat. |
|
Uspokoił się z pomocą tej creepy zabawki od jakiejś ciotki. |
|
Po trwającej kilka godzin imprezie Myszkin jest już
ewidentnie wyczerpany. |
|
Został już tylko Rogożyn, który z każdego tortu podbiera
kolejny kawałek. :D |
|
:D |
|
Myszkin: *sniff* Gdyby tylko Elise mogła być z nami w tym dniu. Rogożyn: okej, zaczyna być niezręcznie, ciasto nie jest tego warte, wpadnę kiedy indziej. |
|
I tak oto w wiek dziecięctwa wkroczył... |
|
Anzelmo. |
|
Anzelmo: wow, zabawa z wymyślonym przyjacielem to chyba świetna sprawa. Dionysius: bardzo polecam. |
|
Anzelmo: *bam bam bam* Dionysius: nie, co ty robisz! Trzeba być uprzejmym. Pogłaszcz go. :< |
|
Anzelmo: o tak? Dionysius: czulej. :< |
|
Po co mi wymyślony przyjaciel, przecież mogę oglądać telewizję. |
|
Albo rozmawiać z koniem... tak, z koniem. |
Tak technicznie Salwador posiada wymyślonego przyjaciela, dostał go razem z braćmi. Tylko że... tak jakoś wyszło, że przy wystawieniu zabawki poza kojec wymyślony przyjaciel Salwadora po prostu gdzieś się teleportował i nie mogę go znaleźć do tej pory, tak więc biedaczyna nigdy nie miał okazji się z nim pobawić. D:
Tymczasem na ogródku pojawiła się tajemnicza osoba,..
|
CÓŻ TO ZA ISTOTA? |
|
Witaj, koniku! |
|
Niestety, nie mam ze sobą kostek cukru, ale obiecuję, że jeśli następnym razem będę tędy przechodzić, przyniosę ci coś smacznego. |
|
Jermaine: przystaję na tę propozycję. Gastropoda: świetnie! |
|
Zaraz, kim pani jest i co pani robi z naszym koniem? |
|
Przepraszam najmocniej, nazywam się Gastropoda Mollusca i właśnie przeprowadziłam się tu z Werony, mam już zapewnioną pracę w komisariacie, ale wciąż rozglądam się za jakimś lokum. |
|
...proszę mi wybaczyć nieuprzejmość, ale czy wszystko jest w porządku? Wygląda pan na bardzo zmęczonego. |
|
Ja... |
|
Jestem zmęczony. |
|
Moja żona nie żyje, wychowuję sam trójkę dzieci, mam niewspierającą rodzinę i moje życie od kilku dni polega tylko na zmienianiu pieluch. ;_; |
|
Gastropoda: już, już, na pewno wszystko się ułoży. Myszkin: naprawdę? Gastropoda: oczywiście. |
|
Gastropoda: a może zrobimy tak. Ja przygotuję dzieciom kolację, a pan w tym czasie wypije gorącą herbatę i weźmie długą, relaksującą kąpiel? Myszkin: ...tak, brzmi dobrze. |
|
Jak długo mam jeszcze czekać na moje brokułki? :c |
|
Gastropoda: spędziłeś na dworze cztery godziny? Enzelmo: papa nie zauważył, zajmował się w tym czasie moimi braćmi. :< |
|
Gastropoda: o nie, te dzieci są poważnie niedopieszczone. Enzelmo: krytycznie wręcz! Gastropoda: potrzebujecie zdrowego jedzenia. |
|
Gastropoda: dużo zdrowego jedzenia i soku bananowego. :c Anzelmo: chyba się polubimy. |
|
Anzelmo: to nie fair, dlaczego muszę czekać na jedzenie, przecież siedziałem na dworzu. :< Salwador: może nasza niania lubi mnie bardziej. |
|
Anzelmo: ale... to ja ją znalazłem. Salwador: pierwszy nie zawsze wygrywa. |
|
Zmiksowane naleśniki, hurra! |
|
Myszkin powrócił do pracy. |
|
Gnomy harcują. |
|
A Gastropoda zaczyna pracę w policji. (i raczej szybko nas nie opuści.) |