poniedziałek, 30 listopada 2015

Pokolenie 4.0

Zola?!

A mówiłem, skończ z objadaniem się w nocy!

Wujek, no suń się, nie chcę oglądać śmierci ciotki jako
odbicia na twojej wielkiej, łysej głowie.

Ten tort nie smakuje tak dobrze ze świadomością, że moja
rodzina właśnie się uszczupliła. 

Właściwie powinnam być na ciebie wkurwiona, czy coś.

Ale ta imprezka wprawiła mnie w dobry nastrój, więc niech
będzie.

Myszkin: och, Elise... cześć. Rogożyn, nie możesz zjeść
tego ciasta.
Rogożyn: co? Dammit.

Cześć, trochę się chyba zmieniłeś, nie? Nie podpowiadaj,
nowe okulary? Nowa fryzura? Żartuję, widzę, że urosłeś.

Właściwie to zbieram się w sobie od połowy liceum, by
powiedzieć ci, że strasznie się w tobie podkochuję.

Myszkin: poważnie? Nie miałem pojęcia!
Elise: żartujesz, prawda? Wszędzie za tobą łaziłam, nawet
po tych ohydnych wysypiskach.
Myszkin: myślałem, że to lubisz!

Myszkin: ech, o rany, przepraszam.
Elise: zaraz, co ty robisz z ręcyma?
Myszkin: nie wiem, denerwuję się!

Wiesz, nie mam jakiegoś doświadczenia z kobietami, ale
jeśli chcesz, to możemy spróbować, czy...

*natychmiastowy przytulas* Okej, próbujemy.

Elise: a tak poza tym, ręce ci się spociły.
Myszkin: naprawdę przepraszam.


Nie używałem rąk.

Wtf, Amber, co ty tu robisz, już dawno po imprezce.

Poważnie, Amber.

Idź do domu.

Chwila, czy jako dziedzic mam absolutną władzę decyzyjną?

Wiem już, co powinienem zrobić.

Myszkin: kochani, dziękuję, że się tu wszyscy zebraliście.
Rogożyn: okej, mamo, a co powiesz na to? Prywatna siłownia.
Widzisz to?

Rogożyn: taka z bieżniami i w ogóle.
Myszkin: powinieneś słuchać szczególnie uważnie, bracie,
bo sprawa bardzo bezpośrednio dotyczy ciebie.

Postanowiłem zapisać cię do szkoły z internatem. Od
poniedziałku uczęszczasz do szkoły pokoju i miłości.

Rogożyn: ciesz się, ciesz. Ale ja wrócę. I się zemszczę.
Myszkin: ...może też przekonasz się, że podjąłem tę
decyzję dla twojego dobra?

Hej, czy to znaczy, że w domu nie będzie nastolatków?
Możemy się legalnie wyprowadzić?

Rogożyn: co?!
Brenda: eee, to znaczy...

Merry: to ja pójdę nas spakować.
Rogożyn: jesteś okropną matką.
Serio, Brenda i Merry się wyprowadzili, zabierając ze sobą Pollyannę.

PIESEŁ ŚPI O NIE PIESEŁOWI ŚNIĄ SIĘ DUCHY
PIESEŁ NIE CIERPI DUCHÓW.

Nie jest to zdecydowanie poziom Nipunusa, ale Myszkin też
sobie radzi w kuchni.
Przyszedł dzień odebrania dyplomów - koledzy ze szkoły
Myszkina uznali, że ma on największą szansę na napisanie
bestselleru.

Świetnie, tylko że mam dysleksję i zerowe wyczucie
artystyczne. 
Czas na rodzinnego grilla!

Kuzynko Patty, nie trzeba było!

Kuzynko Leticio, eee... promieniejesz? (szlag by to,
potomstwo Marii zawsze mnie wyprzedza w produkowaniu
nowych pokoleń.)

Czyżby narodził się nowy mistrz rodzinnego grilla?

O szlag!

Nikt nie zauważył, wskakuj tam z powrotem... Poza tym,
wysoka temperatura zabije drobnoustroje, prawda?
Chyba jednak goście zauważyli, bo nikt nie skosztował potrawy sporządzonej przez Myszkina.

A tutaj mamy Mirceę, który śpi jak ZABITY.
(Te żarty są coraz mniej śmieszne.)

Myszkin w pocie czoła pracuje nad swoim wynalazkiem.

Zdalnie sterowana skała!
(To zmieni bieg historii!)

Jak bardzo fascynujące jest jego życie, skoro opuszcza dom
tylko po to, by pogrzebać w śmieciach?

Nadszedł w końcu dzień wyjazdu Rogożyna do szkoły.

Taksówkarz: no to... Szkoła pokoju i miłości, tak?
Rogożyn: ja tu jeszcze wrócę.
Taksówkarz: jasne, wszyscy tak mówią.

Kuzynko Leticio, coś nie tak?
Leticia: moje dziecko będzie okropnie brzydkie.
Wiem, Leticio. Wiem.

Hej, Elise... wiesz, widujemy się prawie codziennie, więc
może... wiesz... dla własnej wygody po prostu wprowadzisz
się do mnie?

Elise: jasne, to może być zabawne?
Myszkin: naprawdę?
Elise: hej, a weźmiemy jakiegoś zwierzaka?
Myszkin: zwierzaka?
Elise: co do za dom bez zwierząt!
Myszkin: och, w porządku! Na stronie schroniska są
zamieszczone profile zwierząt, może któryś ci się spodoba?
I dzień później... D:

Powiedzieli, że stąd nie ma ucieczki i mieli rację, naprawdę
nie dało się stąd uciec... więc sprawiłem, że to oni zechcieli
pozbyć się mnie.

Miłość do Keitha pomogła mi przezwyciężyć pranie mózgu,
jakie chcieli mi zaserwować.
Poważnie. Mimo że nikt go nie odwoływał, Rogożyn samoistnie wrócił ze szkoły z internatem. Po prostu przyszedł sobie nagle do domu. Widocznie tak musiało być.

Rogożyn: czołem, frajerze.
Myszkin: tak szczerze, nie jestem nawet zaskoczony. Na
obiad będzie gulasz.
Rogożyn: może być. 
A z samego rana...

Pan ze schroniska: dzień dobry, konik dostarczony cały i
zdrowy.
Myszkin: konik?

Adoptowała... konia?

W istocie. Oto Jermaine.

Przywitał go komitet powitalny złożony z gnomów.

O, cześć, Jermaine! 

Wiesz, ludzie będą na nas patrzeć z góry, bo ja jestem
stuknięta, a ty jesteś koniem, ale w twoich oczach widzę
głęboką mądrość, więc jeśli będziesz chciał kiedyś się nią
podzielić, nie krępuj się.

A teraz smacznego!

Chyba za mało płacimy pokojówce...

No dobra, Jermaine, a teraz powiedz mi, kto wygra w
nadchodzącym meczu.

Jak to, lamy z Miłowa?

Postawiłam wszystko na Dziwnowskie Pingwiny!

Elise: jak ci się podoba nasz koń?
Myszkin: jest... całkiem fajny.

Myszkin: ale chciałem porozmawiać z tobą o czymś
ważniejszym.
Elise: czymś ważniejszym niż nasz koń?

Myszkin: wyjdziesz za mnie?
Elise: O RANY, TO TOTALNIE FAJNIEJSZE NIŻ KOŃ.

Tak swoją drogą, Vance i Lindsey po wielu niepowodzeniach
miłosnych (Vance miał narzeczoną, a Lindsey męża), zeszli
się ze sobą i stanęli na ślubnym kobiercu, mocą simboga
doczekując się dwóch córek. 

Przyjaźń Elise i Jermaine'a się rozwija.
Elise: dzisiaj się hajtam, koniku!

Aww, Merry...

Gotowa?
Elise: nic nie widzę bez pingli, ale wyjdę lepiej na zdjęciach.

Hewlett przyszedł jakiś smutny...

A, nie, już się rozchmurzył. 

WTF, kuzynka Ruby ukradła kreację panny młodej, co za
podłość!

Jest i Brenda.

Cześć mamo, nie zapomniałem wcale, jaką jesteś okropną
matką.

Dewey: i kuzynką.
Brenda: macie zamiar się na mnie teraz wyżywać?

To ja spadam, dobra imprezka i tak dalej.

Myszkin: Elise, kiedy po raz pierwszy cię spotkałem...
Elise: o rany, wygłasza mowę.

Myszkin: *bla bla bla* ...i dzień, w którym przyniosłaś ze
sobą parasolkę...
Elise: która z tych rozmazanych plam to twoja matka,
chciałabym ją poznać!

Wszyscy się wzruszyli.

Ale Rogożyn nic nie poczuł.

<3



No i się ohajtali.