 |
W końcu udało mi się ściągnąć nowe oczka dla moich simów.
Tylko spójrzcie na nią. <3 |
 |
Dzielny Nipunus pracuje nad zhackowaniem dekodera. |
 |
Catalina: mój dzielny quasi kryminalista. <3
Brenda: uch, nie cierpię mizdrzących się do siebie ludzi. |
 |
Hewlett: i tak oto chłopiec i jego dzielny pies wyruszają na
podbój kosmosu!
Felga: aaach, witaj przygodo! |
 |
Hewlett: spocząć, sierżancie.
Felga: tak jest! |
 |
Hmm... |
 |
Moja fachowa ekspertyza brzmi - totalny brak potworów. |
 |
Hewlett: hej, tato, posuniesz się?
Nipunus: naturalnie, ale... |
 |
Hewlett?! |
 |
Hewlett: chciałem cię poinformować, że gulasz ci nie wyszedł.
Nipunus: wystarczyło powiedzieć! |
 |
Na pełne morze wypływa właśnie Titanic... |
 |
O nie, góra lodowa! Już nigdy nie spotkam bliskich mi osób!
(zabawy tych dzieciaków jakoś mnie martwią...) |
 |
Nie rozumiem dlaczego, ale Nipunus ciągle dostaje jakieś
telefony, które automatycznie odrzuca w bardzo agresywny
sposób.
Nipunus: OSTATNI RAZ MÓWIĘ, nie potrzebujemy 39
nowych końcówek do odkurzacza! |
 |
Urodziny Brendy. Nie wiem, czy Hewlett świętuje razem z
nią... |
 |
...czy po prostu ją przedrzeźnia. |
 |
Uważajcie, bo to będzie dobre. |
 |
Brenda: nikt nie jest w stanie pojąć mojej wrażliwości.
Powitajcie zrzędliwą, dobrą, interesującą się komputerami
miłośniczkę upałów. |
 |
Hewlett: o kurczę, dorastanie jest do bani.
Brenda: żebyś wiedział, bracie. |
 |
Mama mówi, że od papierosów się nie rośnie, więc... |
 |
Wystarczy, że dziennie wypalę paczkę... |
 |
I zostanę dzieckiem na wieki! |
 |
Brenda jest tak mroczna, że jej pierwszym życzeniem po osiągnięciu wieku nastoletniego było odwiedzenie cmentarza
podczas pełni. |
To, co się stało, gdy wróciła do domu, to wyłącznie moja wina i mojego nieprzemyślanego klikania. Okej, i może trochę wadliwego taczpada. Ani Brenda, ani simbóg nie planowali tej tragedii. :c
 |
Wyczuwam, że zbliża się jakiś obiekt pozaziemski, ciekawe, co się stanie, gdy użyję na nim telekinezy? |
 |
Hm, nic się nie dzieje. |
 |
HOLY SHIT. |
 |
RUN FOR YOUR LIFE! |
 |
Oczywiście, mieszkająca po sąsiedzku Maria przybiegła z dzieciakami. ._. |
 |
PROSTO W NAJMŁODSZEGO KUZYNA. O_O |
 |
Spokojnie, nic mu nie jest! |
 |
O nie, tylko nie telewizor! |
 |
Cała rodzina zastygła w pozie Spanikowanego Flaminga. Joga w krytycznym momencie? Czemu nie. |
 |
Tymczasem z joggingu wrócił Nipunus. Nie jest zachwycony. |
 |
Świetnie, podpaliłam telewizor. |
 |
I tak telewizja jest do bani. |
 |
Hewlett: ee... czy w naszym domu wybuchł pożarł? Brenda: yeah, whatever. |
 |
Nipunus wciąż nie jest zachwycony. |
Straciliśmy kontrolę nad pożarem. ;_; Ogień wciąż się rozprzestrzeniał.
 |
Brenda: OMG tato weź coś zrób, to nie jest zabawne! Hewlett: właśnie trochę jest!
(straszny dzieciak oO) |
 |
Spokojnie, dzieci, ja was... |
 |
Uhm... |
 |
NIE MAM POJĘCIA, JAK TO SIĘ OBSŁUGUJE. |
 |
Tymczasem na zewnątrz pali się śnieg. |
 |
Och, jest i Dewey! |
 |
O matko, nie wierzę, byłem na mieście tylko trzy godziny. |
 |
Strażaczka: odsuń się, chłopcze, jest tu zbyt niebezpiecznie. Dewey: nie! |
 |
Dawno temu moja kuzynka powiedziała mi, że zawsze mogę na nią liczyć. Ona może liczyć na mnie. |
 |
Dewey: i nie ruszę się stąd, dopóki nie upewnię się, że jest bezpieczna!
Zombie: omg to było takie wzruszające, jestem z tobą! |
To naprawdę zastanawiające, bo... Dewey ma cechę "tchórzliwy". Powinien uciekać przed pożarem (tak mi się przynajmniej wydaje), albo wraz z innymi simami panikować na ogródku. Tymczasem on czatował przed drzwiami domu. Kochany Dewey.
 |
Oczywiście, strażaczka zamiast pomóc opanować pożar w domu, słusznie zaczęła gasić śnieg. Bo przecież priorytety. |
 |
Catalina wróciła z pracy. Catalina: shit
Dewey: shit as fuck |
 |
Hewlett: wow, ślady po ogniu wyglądają jak pleśń. Nipunus: to nie czas na żarty, synu. |
 |
MARIO? |
 |
Nipunus pomógł strażaczce ugasić śnieg, bo... to najwyraźniej musiało zostać dokonane. |
 |
Wiesz, że jest źle, gdy zombie uciekają z twojego ogródka. |
 |
Uwielbiam to zdjęcie. To napięcie, wymienienie spojrzeń pełnych obaw o przyszłość... simy są zdolne do takich emocji? |
 |
Okazało się, że Maria nie spłonęła, tylko... zamarzła. Widocznie ciepło bijące od palącego się śniegu nie zdołało jej
ogrzać. <_< |
 |
Catalina: o rany, jak się cieszę, że żyjesz! Maria: no wiem! Czym byłoby beze mnie twoje życie? |
 |
Brenda: o matko, Dewey, to wszystko moja wina! Dewey: co? |
 |
Brenda: no totalnie, ściągnęłam gigantyczny meteoryt prosto na nasz dom!
Dewey: w sumie to super, że potrafisz takie rzeczy, ale wiesz... |
 |
Dewey: na przyszłość nie doprowadzaj mojej mamy na skraj śmierci, bo wiesz, nie mam już innego rodzica.
Brenda: OBIECUJĘ. |
 |
Brenda: uhm, tato, muszę ci się do czegoś przyznać. Nipunus: ćśś. |
 |
Nipunus: weź sobie dokładkę tego pysznego ciasta dyniowego. Brenda: uhm... |
Mamy spalony dom, ale i tak organizujemy rodzinne święta.
 |
To Chritopher - syn Dany i Niko. Jest słodki. |
 |
Jak rodzinnie! Nie wiem, dlaczego, ale Christopher przebrał się w bieliznę,
a Maria jest dalej jakaś taka... zamarznięta. |
 |
Dana była bardzo kontenta ze swojego prezentu. |
 |
Danita doznała jakiegoś dziwnego uszkodzenia ręki. |
 |
Nipunus uznał, że rodzinne święta są super. |
 |
Brenda: wesołych świąt, kuzynie. Dewey: wesołych świąt, moja ulubiona zielona szkarado. <3 |