|
Zola?! |
|
A mówiłem, skończ z objadaniem się w nocy! |
|
Wujek, no suń się, nie chcę oglądać śmierci ciotki jako
odbicia na twojej wielkiej, łysej głowie. |
|
Ten tort nie smakuje tak dobrze ze świadomością, że moja
rodzina właśnie się uszczupliła. |
|
Właściwie powinnam być na ciebie wkurwiona, czy coś. |
|
Ale ta imprezka wprawiła mnie w dobry nastrój, więc niech
będzie. |
|
Myszkin: och, Elise... cześć. Rogożyn, nie możesz zjeść
tego ciasta.
Rogożyn: co? Dammit. |
|
Cześć, trochę się chyba zmieniłeś, nie? Nie podpowiadaj,
nowe okulary? Nowa fryzura? Żartuję, widzę, że urosłeś. |
|
Właściwie to zbieram się w sobie od połowy liceum, by
powiedzieć ci, że strasznie się w tobie podkochuję. |
|
Myszkin: poważnie? Nie miałem pojęcia!
Elise: żartujesz, prawda? Wszędzie za tobą łaziłam, nawet
po tych ohydnych wysypiskach.
Myszkin: myślałem, że to lubisz! |
|
Myszkin: ech, o rany, przepraszam.
Elise: zaraz, co ty robisz z ręcyma?
Myszkin: nie wiem, denerwuję się! |
|
Wiesz, nie mam jakiegoś doświadczenia z kobietami, ale
jeśli chcesz, to możemy spróbować, czy... |
|
*natychmiastowy przytulas* Okej, próbujemy. |
|
Elise: a tak poza tym, ręce ci się spociły.
Myszkin: naprawdę przepraszam. |
|
Nie używałem rąk. |
|
Wtf, Amber, co ty tu robisz, już dawno po imprezce. |
|
Poważnie, Amber. |
|
Idź do domu. |
|
Chwila, czy jako dziedzic mam absolutną władzę decyzyjną? |
|
Wiem już, co powinienem zrobić. |
|
Myszkin: kochani, dziękuję, że się tu wszyscy zebraliście.
Rogożyn: okej, mamo, a co powiesz na to? Prywatna siłownia.
Widzisz to? |
|
Rogożyn: taka z bieżniami i w ogóle.
Myszkin: powinieneś słuchać szczególnie uważnie, bracie,
bo sprawa bardzo bezpośrednio dotyczy ciebie. |
|
Postanowiłem zapisać cię do szkoły z internatem. Od
poniedziałku uczęszczasz do szkoły pokoju i miłości. |
|
Rogożyn: ciesz się, ciesz. Ale ja wrócę. I się zemszczę.
Myszkin: ...może też przekonasz się, że podjąłem tę
decyzję dla twojego dobra? |
|
Hej, czy to znaczy, że w domu nie będzie nastolatków?
Możemy się legalnie wyprowadzić? |
|
Rogożyn: co?!
Brenda: eee, to znaczy... |
|
Merry: to ja pójdę nas spakować.
Rogożyn: jesteś okropną matką. |
Serio, Brenda i Merry się wyprowadzili, zabierając ze sobą Pollyannę.
|
PIESEŁ ŚPI O NIE PIESEŁOWI ŚNIĄ SIĘ DUCHY
PIESEŁ NIE CIERPI DUCHÓW. |
|
Nie jest to zdecydowanie poziom Nipunusa, ale Myszkin też
sobie radzi w kuchni. |
|
Przyszedł dzień odebrania dyplomów - koledzy ze szkoły
Myszkina uznali, że ma on największą szansę na napisanie
bestselleru. |
|
Świetnie, tylko że mam dysleksję i zerowe wyczucie
artystyczne. |
Czas na rodzinnego grilla!
|
Kuzynko Patty, nie trzeba było! |
|
Kuzynko Leticio, eee... promieniejesz? (szlag by to,
potomstwo Marii zawsze mnie wyprzedza w produkowaniu
nowych pokoleń.) |
|
Czyżby narodził się nowy mistrz rodzinnego grilla? |
|
O szlag! |
|
Nikt nie zauważył, wskakuj tam z powrotem... Poza tym,
wysoka temperatura zabije drobnoustroje, prawda? |
Chyba jednak goście zauważyli, bo nikt nie skosztował potrawy sporządzonej przez Myszkina.
|
A tutaj mamy Mirceę, który śpi jak ZABITY.
(Te żarty są coraz mniej śmieszne.) |
|
Myszkin w pocie czoła pracuje nad swoim wynalazkiem. |
|
Zdalnie sterowana skała!
(To zmieni bieg historii!) |
|
Jak bardzo fascynujące jest jego życie, skoro opuszcza dom
tylko po to, by pogrzebać w śmieciach? |
|
Nadszedł w końcu dzień wyjazdu Rogożyna do szkoły. |
|
Taksówkarz: no to... Szkoła pokoju i miłości, tak?
Rogożyn: ja tu jeszcze wrócę.
Taksówkarz: jasne, wszyscy tak mówią. |
|
Kuzynko Leticio, coś nie tak?
Leticia: moje dziecko będzie okropnie brzydkie.
Wiem, Leticio. Wiem. |
|
Hej, Elise... wiesz, widujemy się prawie codziennie, więc
może... wiesz... dla własnej wygody po prostu wprowadzisz
się do mnie? |
|
Elise: jasne, to może być zabawne?
Myszkin: naprawdę?
Elise: hej, a weźmiemy jakiegoś zwierzaka?
Myszkin: zwierzaka?
Elise: co do za dom bez zwierząt!
Myszkin: och, w porządku! Na stronie schroniska są
zamieszczone profile zwierząt, może któryś ci się spodoba? |
I dzień później... D:
|
Powiedzieli, że stąd nie ma ucieczki i mieli rację, naprawdę
nie dało się stąd uciec... więc sprawiłem, że to oni zechcieli
pozbyć się mnie. |
|
Miłość do Keitha pomogła mi przezwyciężyć pranie mózgu,
jakie chcieli mi zaserwować. |
Poważnie. Mimo że nikt go nie odwoływał, Rogożyn samoistnie wrócił ze szkoły z internatem. Po prostu przyszedł sobie nagle do domu. Widocznie tak musiało być.
|
Rogożyn: czołem, frajerze.
Myszkin: tak szczerze, nie jestem nawet zaskoczony. Na
obiad będzie gulasz.
Rogożyn: może być. |
A z samego rana...
|
Pan ze schroniska: dzień dobry, konik dostarczony cały i
zdrowy.
Myszkin: konik? |
|
Adoptowała... konia? |
|
W istocie. Oto Jermaine. |
|
Przywitał go komitet powitalny złożony z gnomów. |
|
O, cześć, Jermaine! |
|
Wiesz, ludzie będą na nas patrzeć z góry, bo ja jestem
stuknięta, a ty jesteś koniem, ale w twoich oczach widzę
głęboką mądrość, więc jeśli będziesz chciał kiedyś się nią
podzielić, nie krępuj się. |
|
A teraz smacznego! |
|
Chyba za mało płacimy pokojówce... |
|
No dobra, Jermaine, a teraz powiedz mi, kto wygra w nadchodzącym meczu. |
|
Jak to, lamy z Miłowa? |
|
Postawiłam wszystko na Dziwnowskie Pingwiny! |
|
Elise: jak ci się podoba nasz koń? Myszkin: jest... całkiem fajny. |
|
Myszkin: ale chciałem porozmawiać z tobą o czymś ważniejszym. Elise: czymś ważniejszym niż nasz koń? |
|
Myszkin: wyjdziesz za mnie? Elise: O RANY, TO TOTALNIE FAJNIEJSZE NIŻ KOŃ. |
|
Tak swoją drogą, Vance i Lindsey po wielu niepowodzeniach miłosnych (Vance miał narzeczoną, a Lindsey męża), zeszli się ze sobą i stanęli na ślubnym kobiercu, mocą simboga doczekując się dwóch córek. |
|
Przyjaźń Elise i Jermaine'a się rozwija. Elise: dzisiaj się hajtam, koniku! |
|
Aww, Merry... |
|
Gotowa? Elise: nic nie widzę bez pingli, ale wyjdę lepiej na zdjęciach. |
|
Hewlett przyszedł jakiś smutny... |
|
A, nie, już się rozchmurzył. |
|
WTF, kuzynka Ruby ukradła kreację panny młodej, co za podłość! |
|
Jest i Brenda. |
|
Cześć mamo, nie zapomniałem wcale, jaką jesteś okropną matką. |
|
Dewey: i kuzynką. Brenda: macie zamiar się na mnie teraz wyżywać? |
|
To ja spadam, dobra imprezka i tak dalej. |
|
Myszkin: Elise, kiedy po raz pierwszy cię spotkałem... Elise: o rany, wygłasza mowę. |
|
Myszkin: *bla bla bla* ...i dzień, w którym przyniosłaś ze sobą parasolkę... Elise: która z tych rozmazanych plam to twoja matka, chciałabym ją poznać! |
|
Wszyscy się wzruszyli. |
|
Ale Rogożyn nic nie poczuł. |
|
<3 |
|
No i się ohajtali. |